Oczekiwanie na przyjście, to nie tylko czas przed spotkaniem z tym, na kogo czekamy. Oczekiwanie to również oczekiwania, czyli cała masa świadomych lub nieuświadomionych pragnień, nadziei i wyobrażeń, związanych z tym, na kogo czekamy i z samym spotkaniem z nim. Z oczekiwaniem na przyjście Pana Jezusa, z oczekiwaniem na Boże Narodzenie jest podobnie. Czas upływa, lat przybywa, a my wciąż spodziewamy się, że Boże Narodzenie ze swoją rodzinną atmosferą, spowiedzią i choinką coś w nas zmieni. I oczywiście, to wszystko jest potrzebne. Potrzebna jest liturgia, rytuały, zwyczaje, atmosfera. Tylko żebyśmy sobie zdawali sprawę, że o wiele łatwiej w tym wysprzątanym mieszkanku, przy bielutkim obrusie i ładnej zastawie, śpiewać „Nie było miejsca dla Ciebie”, niż rzeczywiście być gdzieś, gdzie nie ma miejsca, niż doświadczać stajni, ubóstwa i głodu. Trzeba sobie uświadomić, że o wiele bardziej wolimy śpiewać rzewne kolędy o ubóstwie i niedoli Pana Jezusa niż rzeczywiście dzielić Jego los. A przecież w Betlejem, Maryja z Józefem to są ludzie w rzeczywistej potrzebie i biedzie, to są ludzie w dużej mierze wykluczeni. A jeśli, jako chrześcijanie, chcemy naprawdę dotknąć istoty Bożego Narodzenia, to nie możemy uczynić z niego święta wykluczającego innych, zawężonego tylko dla chrześcijan. Przecież Syn Boży stał się człowiekiem dla wszystkich ludzi. Nie oznacza to jednak, że Boże Narodzenie ma być jakoś rozmyte, bez wyraźnej chrześcijańskiej tożsamości. Wcielenie to sama istota chrześcijaństwa! Żeby wejść w jakąkolwiek relację trzeba najpierw mieć swoją jasno określoną tożsamość. Pan Jezus nie przychodzi tylko do chrześcijan, ale powszechność Bożego Narodzenia nie może być osiągnięta poprzez znalezienie wspólnego mianownika na poziomie zero, który będzie osiągalny dla wszystkich.
Co, w takim razie, powinno być takim wspólnym mianownikiem, wspólną płaszczyzną, na której mogą się znaleźć i wierzący i niewierzący i chrześcijanie i przedstawiciele innych wyznań? Jak przeżyć Boże Narodzenie by nie wykluczało ono nikogo? Jak je przeżyć, by nie zamknąć Pana Jezusa tylko wśród chrześcijan? Nigdy dość powtarzania, zwłaszcza przy okazji Adwentu i Bożego Narodzenia, że istota tej tajemnicy polega na tym, że Bóg stał się człowiekiem. Jeśli zatem chcemy tej istoty doświadczyć, to i my stańmy się ludźmi. Stańmy się bardziej ludzcy, dla siebie nawzajem a zwłaszcza dla wykluczonych, bo On się stał człowiekiem właśnie wśród wykluczonych. Jeśli zatem przeżyjemy Boże Narodzenie wśród wykluczonych, jeśli przeżyjemy je pomagając ludziom, to bardzo dobrze. Wtedy to możemy nawet i w ogóle nie mieć Wigilii, bo doświadczymy tajemnicy Wcielenia, przeżyjemy istotę Bożego Narodzenia bardziej konkretnie niż byśmy się łamali opłatkiem. Jeżeli w Wigilię będziemy wśród biednych, potrzebujących i wykluczonych, to spotkamy nie tylko ludzi, ale też i Boga, który się w nich wcielił. Staniemy się bardziej ludzcy i bardziej boscy zarazem. Natomiast jeśli odpuścimy Wigilię dla jakiegoś leżakowania na plaży czy w górach, to znaczy, że nie tylko rozminiemy się z Panem Jezusem, ale też nasze człowieczeństwo ulegnie zubożeniu.